Miesiąc Spotkań Autorskich 2017

Miesiąc Spotkań Autorskich 2017

Goście siódmego dnia Miesiąca Spotkań Autorskich: Mariusz Szczygieł z Polski i poetka gruzińska Eka Qevanishvili

Udostępnij

Bohaterami siódmego dnia Miesiąca Spotkań Autorskich we wrocławskiej Mediatece byli, literacki showman Mariusz Szczygieł i gruzińska poetka, działaczka feministyczna Eka Qevanishvili.
  Pomimo gwałtownej ulewy tłumy czytelników wypełniły podziemia Mediateki przy Teatralnej, tak iż musiano dostawiać krzesła i leżaki.

Mariusz Szczygieł, to literacki zawodowiec, wie, jak zainteresować publiczność, stopniując anegdoty, powiedzenia, sypiąc z rękawa bon motami, które wywołują fale śmiechu. Jest stałym gościem wrocławskich imprez, między innymi Festiwalu Conrada, a teraz zaewitał do nas w ramach 7. edcyji Miesiąca Spotkań Autorskich.

 

 Red. Jacek Antczak, Olga Chrebor i gośc wieczoru Mariusz Szczygieł

 Na początek jak zawsze otrzymaliśmy dawkę bardzo dobrze dobranych tekstów z jego ostatniej książki „Projekt Prawda” wydanej „Poza serią” w jego wydawnictwie Dowody na istnienie.

„Przewrotna to książka” jak powiedział prowadzący spotkanie Jacek Antczak, bo oprócz znakomitych reportaży, tekstów zawiera powieść Stanisława Stanucha pt. „Portret z pamięci” z 1959 roku, którą Szczygieł odkupił od jego synów i zamieścił w części drugiej tworząc niejako „książkę w książce”. Ale według Antczaka to ona jest jej najsłabszą częścią. Mariusz Szczygieł nie został tego stwierdzenie bez odpowiedzi. „Lubię wyzwania, lubię prowokować”. Ale wstawiłem tą zapomnianą powieść Stanucha dla jednej praktycznie jego myśli „Przyszło mi do głowy, że każdy rozsądny człowiek powinien dążyć do prawdy, starać się odkryć w swoim życiu jedną, bodaj najmniejszą prawdę. W przeciwnym razie życie jego wydawać się może zmarnowane”. I ta myśl przyświeca też moim bohaterom. Szuka Prawdy, nie tej filozoficznej tylko tej życiowej. Jego rozmówcami są Kapuściński, Osiatyński, Stańko. Ten ostatni w rozmowie z nim o muzyce do wierszy Wisławy Szymborskiej powiedział.: „Panie Mariuszu, moi amerykańscy muzycy nie muszą znać poezji naszej noblistki, wystarczy, że wsłuchują się w dźwięki, które im podrzucam”. Porządek w nich zawarty „przykleja się do jej słów”. Ale w Pana muzyce, odpowiada Szczygieł jest ciemność, w poezji Szymborskiej jest optymizm”. W takim razie teraz oddelegowuję ciemność p. Mariuszu i pozwoli Pan, że odejdę z nią na plecach”. Szczygieł odwiedza też w poszukiwaniu Prawdy wiele miejsc między innymi Grudziądz, Supraśl, Warszawę, Londyn, Pragę, Paryż, Nowy Jork, a także birmański Ngapali czy laotański Luang Prabang. Wszędzie tam za poszukiwaną Prawdą stoją żywi ludzie i ich historie.

Jacek Antczak w rozmowie z Mariuszem Szczygłem - jak to dziennikarz z dziennikarzem

Jedną z historii jest opowieść o czeskim pisarzu Janie Herbenie, który nie wiedział, co tak naprawdę po nim zostanie, wszak jak mówił, „nie jesteśmy nieśmiertelni”.
Później prowadzący Jacek Antczak skupił się na omawianiu jego książek, które wyciągał ze zgromadzonego stosu jak za kapelusza magika. Każda z nich została przez Szczygła potraktowana z ciepłym dystansem i towarzyszącą temu anegdotą, jak tą związaną z jego debiutem „Niedziela, która zdarzyła się w środę”. Wydawca zbiegł wówczas za granicę, zostawiając cały nakład, który Szczygieł stopniowo sprzedawał na spotkaniach autorskich. Ale i tak połowa została chociaż na okładce napisano, że ”Mariusz Szczygieł, to znany telewizyjny prezenter pierwszego talk-show w Polsce” Dopiero wznowienie w dwa tysiące jedenastym roku przyniosło mu, na fali zainteresowania jego twórczością satysfakcję, tak finansową jak i czytelniczą. W międzyczasie otrzymał Europejską Nagrodę Książkową. Ale oprócz niej jest najczęściej nagradzanym polskim dziennikarzem i autorem, otrzymał mn.in. francuską nagrodę Prix AMPHI we Francji, czeską Gratias Agit, radiowego Melchiora  („za inspirację dla reporterów Polskiego Radia”), Nagrodę Nike Czytelników, Nagrodę im. Beaty Pawlak, finalista Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus i Nagrody Literackiej Nike.

Jacek Antczak pokazuje debiutancką książkę Szczygła "Niedziela, która zdarzyła się w środę"

Opublikował według różnych wyliczeń od ośmiu do dwunastu książek. Częściowo jako współautor, np. „Cała Polska trzaska. Reportaże Gazety Wyborczej 2001-2004” czy „Krall” napisana z Tochmanem. Uważa siebie za „detalistę”, to znaczy takiego pisarza, który z drobnych detali potrafi stworzyć ciekawą historię. Głośno Zrobiło się o nim w tysiąc dziewięćdziesiątym trzecim, kiedy to na łamach „Wyborczej” opublikował reportaż „Onanizm polski”, a potem w Dużym Formacie „Polskę w ogłoszeniach” nawiązując do książki Kąkolewskiego o tym tytule z lat sześćdziesiątych. A w dwa tysiące dziewiątym zredagował głośny tytuł „20 nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła” opublikowaną przez wydawnictwo Czarne.

Ale wcześniej, bo w dwa tysiące szóstym wydał w Czarnym swoją najsłynniejszą książkę „Gotland”, który okazał się międzynarodowym bestsellerem. Ukazały się jej kolejne III zmienione i uzupełnione wydanie. Tytuł jest jak mówił Antczak obowiązkową lekturę na wydziale dziennikarstwa Uniwersytetu Wrocławskiego. Na pytanie z sali „Jaka jest różnica między Polakami a Czechami” odpowiedział: zasadnicza. Byłem na przedstawieniu teatralnym w Pradze, na „Przemianie” Kafki i główną puentą tej sztuki nie była sama przemiana w robala, ale problem, jak on w takim stanie dojedzie do pracy” . Po drugie Czesi już w piątek pakują się na „chatę”, myślą o weekendzie, odrywają się od doczesności, a my idziemy najczęściej na drugą zmianę do Biedronki”.
Kolejne pytanie z sali dotyczyło tego, co kiedy pisze najlepiej go dopinguje? Okazuje się, że hiszpańskie czerwone wino czyni cuda pomieszane z Vonnegutem.

Kolejną jego książką omawianą przez Jacka Antczaka były głośne „Kaprysik. Damskie historie” zawierające 6 reportaży opatrzone świetnymi stylizowanymi zdjęciami. Znanym mottem tego zbiorku, jest powiedzenie Zofii Czerwińskiej, która opisywała ludzkie nienasycenie, ludzka zachłanność słowami: „Najlepsze miejsce na namiot jest zawsze trochę dalej”. Książkę przetłumaczono na czeski, nosi ona tam tytuł „Libůstka”, a po włosku „Reality”.

Szczygieł czyta urywki z  książki "Projekt Prawda"

Wie, że jest ceniony, czytany i jeszcze na tym zarabia, ale nie wiem jak długo będzie trwała ta passa, stąd powołał wydawnictwo Dowody na istnienie, w którym publikuje oprócz swoich książek ciekawe tłumaczenia, głównie reportaże, ale jest tam i miejsce na czeską literaturę, m.in. Karela Ćapka, Ota Pavla. Najbardziej dumny jest z dwutomowej „Antologii Polskiego Reportażu XX wieku”,, gdzie na ponad dwóch tysiącach stron zgromadził całą klasykę tego gatunku, m.in. Reymonta, Rodziewiczównę, Kapuścińskiego, Hannę Krall, Elżbietę Sawicką, Małgorzatę Szejnert. Podsumował swoje dotychczasowe sukcesy tak: „W życiu trzeba ,mieć w sobie balans,tak, aby nie tylko było nam dobrze w życiu pozagrobowym, ale także w realu”. Tego się trzymam!

Mariusz Szczygieł sam na sam z publicznością

Potem dodał: „Na jesieni przyjadę do Wrocławia na Festiwal Conrada z nowym projektem „Res Factum – Projekt Prawda muzycznie”, gdzie zaproszeni muzycy będą grać muzykę alternatywną; trochę jazzu, etno i muzyki poważnej, do mojej książki. Chcę jeszcze pisać przez trzydzieści cztery lata, bo wróżka przepowiedziała mi, że umrę 18.01.2051 roku.

Kolejka po autografy                                                                               Na koniec przyjacielskie zdjęcie: Olga Chrebor, Miariusz Szczygiel i Jacek Antczak



Gościem wieczornego spotkania jak zawsze jest twórca z Gruzji,. Tym razem kolejny siódmy wieczór Miesiąca Spotkań Autorskich wypełniła poetka, działaczka feministyczna Eka Qevanishvili. Współpracowniczka rozgłośni gruzińskiej radia Wolna Europa, korespondentka prasowa, często przemieszcza się z miejsca na miejsce; to raz jest na froncie, to na spotkaniu w kancelarii prezydenta.

Na zdjęciu: Eka Qevanishvili

Pochodzi z konserwatywnej rodziny, gdzie rządzi ojciec, który nie zgadza się z jej poglądami. Wspiera ją w pisaniu i działaniu na rzecz praw kobiet w Gruzji  mama. Ona Eka postawiła sobie za cel walkę z gruzińską cerkwią o prawa kobiet,, gdzie patriarcha Ilja II powiedział w jednym z kazań, że „kobiety muszą umywać nogi swoim mężom”. To ją oburzyło i zaispirowało do napisania głośnego wiersza "Bogowie Eki".


Potem opowiadała o sytuacji w Gruzji. „W związku z wojną z Osetią i Abchazją mamy, mówiła 300 tys. „wewnętrznych uchodźców” oficjalnie uznanych przez ONZ. Nie mają domu, stracili swój dobytek życia, staram się pisać o tym, nagłaśniać te sprawy. Eka Qevanishvili napisała o tym przejmujący wiersz:

Duchy: Ulica Eshba 33 (Sokomi, Abchazja)


Właśnie skończył się ostrzał.

Dom uniósł się w górę,

I odleciał.

Spadły odłamki.

Ja przeszłam mimo.

Wciąż ciepło i nikt nie krzyczy, “ej, wy, ludzie bez krwi,

Nie dotykajcie płotu, płot jest mój.”

Ledwo minutę temu zrównano z ziemią moje podwórko,

Krew wypływa z rozdartych drzew.

Jak kwitliśmy

Kiedy nagle spadł piasek,

A kiedy dym się rozwiał, ogłuchłam

A kiedy dym się rozwiał

Nos miałam cały w sadzy i stałam tak naprawiając furtkę.

Chwytałam za poluzowaną klamkę.

Szukałam ciebie między rozwalonymi pułkami.

Zakładałam płonące kotary.

A roje szarańczy pokrywały trupy.

Niezłomni gwardziści – wszystkie moje strachy na wróble.

Z nosami zarytymi w ziemię

Opłakiwały spalone zboże, którego nie mogły uratować.

Od tej chwili

Nie żyję, niespokojna —

Nie waż się mnie dotykać.

Od tego dnia nasze duchy będą mogły wpasować się

W każdą szparę w domu.

Bo nasze duchu

Bo nasze duchy

Szczególnie w najzimniejsze

Zimowe wieczory,

Zaczną wchodzić i schodzić po schodach,

Szukając swoich pokoi,

Otwierając drzwi innym.

Nie bój się, my tylko szukamy swoich rzeczy,

Nic nam do twego spokoju.

Nie założymy białych, luźnych prześcieradeł

ani niczego podobnego,

Zobaczysz tylko zwykłych, uśmiechniętych

Chłopców i dziewczyny,

W nieodłącznych niebieskich dżinsach, jak cicho

Przechodzą od jednego szczęścia do drugiego

Jak ci, co bez grosza włóczą się po sklepach.

Szare niebo wyrzuciło zbłąkaną kulkę gradu,

Gorącego gradu.

Ten płonący las,

Ta ukradziona wioska

Cofające się morze, które strzeżemy z wędką,

By je ściągnąć z powrotem.

Strzeżemy go z siecią w gumowcach, butach za kolana —

Może ryba sobie przypomni i podpłynie w naszą stronę.

Siedemnaście lat minęło tam gdzie jesteś.

Tutaj, właśnie skończyło się bombardowanie.

Tylko ten napis na bramie goi się w oddali —

Znów:

Ulica Eshba 33.

“Katarzyno

Kocham Cię.

Tylko tyle”

Ostatnią literę ktoś przestrzelił.

(Przekład Eka Kevanishvili, redakcja Tim Kercher)

W związku z MSA napisał książkę, w której zawarła portrety literackie wszystkich osób biorących udział w 17.tej edycji festiwalu. Na pytanie o religię, powiedziała „Jestem ateistką, ale to prawda, że naród gruziński przetrwał najtrudniejsze chwile - stalinizm, dwie wojny, tylko dzięki religii i dlatego ciężko jest mi pisać o tych sprawach.



Dzięki różnego rodzaju stypendiom festiwalom rośnie zainteresowanie literaturą gruzińską na świecie, rośnie też liczba tłumaczeń. Książki są w miarę tanie, ale niskie zarobki, wysokie bezrobocie wśród młodych i głodowe emerytury (w przeliczeniu ok. 100 USD) powodują, iż z pisania nikt prawie nie żyje. Wszycy więc pracują, albo jako nauczyciele, w  tym akademiccy, dorabiają w mediach, prasie, w różnego rodzaju stowarzyszeniach i fundacjach, starają się o stypendia twórcze.
Na pytanie, kto jest takim mistrzem dla młodych gruzińskich poetów, prozaików, odpowiedziała bez namysłu Galaktion Tibidze, z powodu prześladowań przez władze komunistyczne zapadł na chorobę psychiczną i w konsekwencji popełnił samobójstwo. 
Kolejne pytanie dotyczyło recepcji poezji Qevanishvili: "Czy w Gruzji Pani poezja podoba się publiczności? Eka odpowiedziała krótko: "W Gruzji jest tak, że albo się ona bardzo podoba, albo w ogóle nie". Niestety takie są reakcje na mocne tematy, które w niej podejmuję; przemoc w rodzinie, nietolerancja, dominacja cerkwi w życiu publicznym.

Eka Qevanishvili przeczytała nam kolejną transzę swojej poezji:


Bogowie Eki

Cześć Boże.
Przyjaciel dał mi Twój adres,
Ale ledwo znalazłam drogę.
Co więcej, jestem spóźniona półtorej godziny.
Jak się okazało, naprawdę mieszkasz poza centrum.
Mówiono Ci, że wpadnę?
Mam coś do powiedzenia.
Lepiej jest to powiedzieć – na głos.
Już kłamię – chce mi się wyć.
Nie sprawiłeś, że nos mi rośnie
od kłamstw?
A pamiętasz jak się złościłam, kiedy sprawiłeś, że urosły
mi piersi?
I grabiłam się – i od tamtej pory wiecznie się garbię.
Jednak,
Wciąż stać Cię na to, żeby raczyć mnie takimi niewdzięcznymi karami.
Mój ojciec powiedział mi raz,
Kiedy się uśmiechasz, widać Boga w twych oczach.
Wiedziałeś, że od tego dnia miałam na Ciebie oko w moim
lustrze,
Od tego dnia właśnie, zalewałam Cię łzami
Kiedy chciałam, żebyś zniknął.
I teraz jest to samo.
Dzisiaj przeszłam się do Ciebie
Tylko, by Cię prosić
Czy może odejdziesz,
Jeśli mi nie pomożesz.
To krok nierozważny,
ale powinieneś mi o tym dzisiaj powiedzieć.
Jak wolisz, możesz wsunąć mi liścik pod poduszkę,
A ja będę kopać dłońmi, a słowa
Przywrą do mnie jak pijawki.
I nawet jeśli powtórzę te słowa bezbłędnie we śnie
Będę pewna
Że nauczę się modlitwy.
Modlitwy o Twój powrót.
Przekład na angielski Eka Kevanishvili, redakcja Tim Kercher.

Opowieść o człowieku

Połóżmy się.
Nic się nie stanie w takim śniegu.
Połóżmy się i odciśnijmy ślady naszych pleców na
śniegu —
Dłonie rozłożone, głowa luźno, niech się dobrze odznaczy.
Ta ambicja – żeby odwzorować krzyż zakopany w śniegu.
Wymaga pożegnania z głową.
Co za ujęcie!
Skieruj obiektyw na mnie – podejdź bliżej, wolno ci.
Podsyp trochę śniegu po bokach.
Za trzy godziny, zmienię się w kopczyk,
“Opowieść o człowieku” sama wpadła ci w ręce
Z kropkami krwi na oślepiająco białym śniegu -
Nie, nie skoczyła, ale
Własnoręcznie zamknęła drzwi, kiedy reszta domowników spała,
Zeszła po sześćdziesięciu schodach.
“Jestem tu, gdzie chcę być”, powiedziała
Połóżmy się i odciśnijmy ślady naszych pleców na
śniegu —
Dłonie rozłożone, głowa luźno, niech się dobrze odzna-
czy.
Ta ambicja – żeby odwzorować krzyż zakopany w śniegu.
Wymaga pożegnania z głową.
Co za ujęcie!
Skieruj obiektyw na mnie – podejdź bliżej, wolno ci.
Podsyp trochę śniegu po bokach.
Za trzy godziny, zmienię się w kopczyk,
“Opowieść o człowieku” sama wpadła ci w ręce
Z kropkami krwi na oślepiająco białym śniegu -
Nie, nie skoczyła, ale
Własnoręcznie zamknęła drzwi, kiedy reszta domowników spała,
Zeszła po sześćdziesięciu schodach.
“Jestem tu, gdzie chcę być”, powiedziała
Do oświetlonego bloku,
Do tych plastrów miodu pełnych wiosennego nektaru
Jakby dźgnąć palcem w okno, coś słodkiego z pewnością
dałoby się utoczyć
Z domów innych stojący między nimi
Obserwując niebo nad nią
Które wygląda jak strzaskany lód na zimowym jeziorze.
Jej oczy ciskają snopy podobne do wędek,
I łowi
Nadziewając zamarznięte, połyskliwe łzy na haczyki.

 

Papaja, Nie znam Cię


Kiedy Cię kocham, łykam wiatr
Przez otwarte południowe okno.
Inne nawyki: dusznica bolesna—
Moja przypadłość.
Moja przyjaciółka mieszka na północy.
Jest karmiącą matką, powinna już spać —
Nocą jej mleko wraca.
— niebywały wynik miłości —
Kiedy zapach mleka oszałamia jej mężczyznę.
Ich egzystencja jest moim ziemskim porządkiem.
W takich chwilach moje nogi splatają się wokół ciebie,
Moje łono jest pełne.
Kołyszę twoją głowę trzymając za skronie
Niczym płonący krążek,
Gdy twe ramiona odwracam – buchają płomienie i krztuszę się dymem.
Wtedy moje rozdęte płuca udają żagle.
Chcę, byś wpłynął we mnie na pełnych żaglach. Ster
prawo na burtę, wyrównać, zawrócić,
Zbliżam się do zamglonego brzegu,
I jak przez błękit dojrzę ląd,
Nie będzie to tak ciekawe.
Żeglujesz do świtu.
Język jest niczym kompas.
Ramiona, lędźwie.
Moja talia, siodło.
Moje kolana – orka,
Gleba ciemna i wilgotna.
I siejemy razem.
Kolacja trwa pół godziny.
Ucztujemy nago.
Całujesz moją dłoń, a ja wyrabiam ciasto na chleb niemytą
dłonią.
Jednocześnie,
Mój przyjaciel mieszka na wschodzie,
Nie widuję go, ale słyszę go z oddali.
O jego statecznym stylu życia.
O porannych przekąskach.
O spokojnych wieczorach.
O seksie, który zna tylko z książek.
O doświadczeniach (próbach) w miłości.
Ich istnienie to moje ziemski los.
Jakaś kobieta wygląda z mojego lustra.
Zapadła się w środku lustra, ponieważ boki, każdy z nich,
są już zajęte.
Gapi się na ciebie jak wariatka, jest to spojrzenie spadające niczym głaz.
Kiedy wzdychasz, fala się przełamuje na niebie i kobieta
powraca.
Twoje istnienie świadczy o tym, że wróciła na Ziemię.

 

Czas pomyśleć


Czas pomyśleć o moich obowiązkach,
Czas pomyśleć o tym, czemu moja rodzina się rozpadła.
Z całą pewnością z powodu mojej pracy;
Z całą pewnością dlatego, że byłam piękna.
Z całą pewnością z powodu mojego donośnego głosu;
Z całą pewnością dlatego, że nie chciałam się poświęcić.
I z jakiegoś powodu nigdy nie wierzyłam,
Że miłość to pięciominutowy seks przed snem.
albo wychodzenie z dumą z supermarketu
Z mężem niosącym wiele pakunków
Nie wierzyłam też, że miłość to
Spacerowanie ręka w rękę
W ciąży
Mieszkanie w wygodnym lokum,
Albo trzymanie się na dwa kroki za mężem,
Myślę, że właśnie dlatego się skończyło
Czas zastanowić się nad mymi obowiązkami i wierzyć:
Że tylko on może być wyczerpany;
Ale muszę napełnić kieszenie mojego fartucha
Schnącym praniem, palcem poparzonym o patelnię, napa-
dami zazdrości,
Nosem przytkniętym do szyby, pieluchami, szczęśliwymi
zakończeniami seriali,
I żyć w ten sposób:
Z cierpliwością i posłuszeństwem – nie jest to takie złe,
Wszystko zależy tylko jak na to spojrzeć.
Ale bez względu na to jak długo patrzyłam, widziałam
wciąż to samo.
Nadszedł czas, by być kilka razy czulszą (ale nie zmysłową),
Nawet kiedy pachnie inną kobietą,
I łoży na rodzinę stabilny jak drewniany klin
Podłożony pod chwiejną nogę stołu;
Tak, by ocalić rodzinę jeszcze trochę dłużej
Muszę się przyczaić.
W ogóle to mogłabym polubić to spuszczanie głowy przez
cały czas.
Nie mogę się kochać w środy i piątki.
Chyba, że mnie obłapi po pijaku
Wtedy powinnam go delikatnie odepchnąć i przypomnieć
o Bogu,
A on wtedy powie: to nie sprawa Boga, jesteś moją żoną!
Wtedy zapalimy świecę. Pożałujemy naszej miłości.
Nadszedł czas, aby to poświęcanie się zaczęło mi się
podobać,
No bo zakładając, że Bóg
Dał mi piersi i pochwę
Według niego najważniejsze części intymne.
Czas je czcić, jeśli chcę promować.
Czas zacząć myć mu stopy
I nie podnosić wyżej wzroku nad ten poziom
Widzieć go od stop do kolan i od ramion do czoła.
Inne części jego ciała powinny być widywane tylko w
ciemności,
Nadszedł czas, by obciął mi głowę, jakbym była smokiem,
Bo nie ma za dużo miejsca dla mnie.
Nadszedł czas, żeby został szefem i żywicielem.
A ja będę robić listę codziennych zakupów – chleb nam się
kończy,
Do tego majonez, oliwa, warzywa,
Skromnie dodając na końcu
- no i podpaski.
I mam się tym zadowolić.
Myślę, że już czas.
Ale pamiętam:
Kiedyś mężczyzna naprawdę mył mi stopy i kochał mnie.
Kiedyś naprawdę myłam mężczyźnie stopy i kochałam go.
I w tamtej chwili żadne z nas nie pamiętało o świętych
księgach.
I w tamtej chwili, żadne z nas nie pamiętało o jakichkolwiek deklaracjach.
I mieliśmy
Dwa ciała.
Dwie głowy.
Cztery dłoni i cztery stopy
I miejsca było dla nas dosyć.

Przekład Ani Kopaliani i Ketevan Kanchashvili

Na końcu Qevanishvili została zaproszona przez obecną na sali przedstawicielkę, na Festiwal Conrada do Krakow. Powiedziała, że było by to doskonałe miejsce na jej poezję!

Zobacz relację filmową zamieszczoną na kanale Youtube.com

 

Zdjęcia: Rafał Komorowski

Relacja, zdjęcia:  GLK

 


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się