Miesiąc Spotkań Autorskich 2017

Miesiąc Spotkań Autorskich 2017

Goście szóstego dnia Miesiąca Spotkań Autorskich: Ziemowit Szczerek i gość z Gruzji Beso Khvedelidze

Udostępnij

Kolejnym gościem szóstego już dnia spotkań autorskich był Ziemowit Szczerek. Pisarz, publicysta, dziennikarz, który jest autorem między innymi książek takich jak "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian", "Rzeczpospolita zwycięska" czy "Tatuaż z tryzubem". Moderatorem spotkania był prof. Leszek Pułka, który jak zwykle na początku przybliżył publiczności twórczość autora. Tradycyjnie po krótkim wstępie przechodzimy do czytania wybranego przez autora fragmentu swojej książki. Jest to jego najnowsze dzieło pod tytułem "Międzymorze. Podróże przez prawdziwą i wyobrażoną Europę Środkową". Tak jak wspomina autor, fragment będzie opowiadał o Słowianach.

 

Czy Słowianie mają w ogóle coś ze sobą wspólnego? Okazuje się, że niewiele. Książka to opis wyprawy po Europie Środkowej. Szczerek opowiada o wielokulturowej Europie, o religiach i o tym, czy rzeczywiście mieszkańcy tej krainy są w pewien sposób ze sobą połączeni. Chętnie opisuje otoczenie, architekturę danego kraju oraz ludzi i ich rozmowy. Pojawia się wiele stereotypów. W wybranym przez niego fragmencie pokazuje Słowian z lepszych i gorszych stron. Jednak wszystko jest prawdą, z której czasem publiczność śmiała się razem z autorem. Tekst był przeczytany w tak energiczny sposób, że przyciągnął uwagę wszystkich słuchających.


Ziemowit Szczerek rozmawia z Leszkiem Pułką

Kiedy tylko autor skończył czytać swój fragment, od razu rozpoczęła się ciekawa dyskusja pomiędzy nim, moderatorem i publicznością. Jednak jako pierwszy pytanie zadał moderator. Mówił o tym, że Polska jest jedynym krajem, który nie ma swojej mitologii. Nie śpiewamy też już tych samych pieśni. Czy można powiedzieć, że są w nas jeszcze jakieś mity? Autor odpowiada, że to prawda, że jesteśmy bardzo wykorzenieni. Odbywało się to kilka razy, między innymi poprzez chrzest. Zauważali to już poszukiwacze ciągłości słowiańskich w XIX wieku. Później odbywała się rewolucja, która polegała na tym, że szlachta zniknęła, a na ich miejsce weszli chłopi. Odrzucili swoją chłopskość i przejęli rolę szlachty, czyli odcięli się od swoich korzeni. Szczerek mówi, że sam pochodzi z rodziny, która mieszkała na wsi i ich chłopska relacja sięgała prawdopodobnie tatarskich najazdów. Nigdy nie znał chłopskich pieśni, tak samo jego mama i prawdopodobnie wujkowie, którzy się od tego odcinali. Jego mama była ostatnim pokoleniem, które pamiętało Polskę drewnianą. On sam jest pierwszym pokoleniem, które pamięta jedynie Polskę murowaną. W innych krajach można spotkać w barach ludzi z różnych klas społecznych śpiewających te same pieśni. U nas tego już nie ma, wypieramy to. Jednak trzeba tą naszą ludowość przywrócić. Obecnie wiele zespołów łączy motywy ludowe i te współczesne i w tych połączeniach coś jest.

 

Drugie pytanie od moderatora dotyczyło smartfonów, współczesności i ludzi młodych. Pomiędzy autorem, a moderatorem wywiązała się dyskusja na ten temat. Według Leszka Pułki to, że młodzi ludzie na maturach często pisali o postaci strażaka Sama z serialu animowanego o tej samej nazwie było czymś zaskakującym. Jednak Szczerek miał całkiem inne zdanie. Według niego jest to część wspólnej zachodnioeuropejskiej tożsamości. Może nam się wydawać, że kiedyś było lepiej, bo czytało się np. Dostojewskiego. To jest cena i błogosławieństwo demokratyzacji, że daliśmy ludziom głos, a oni wolą postać strażaka Sama. Teraz wszyscy są w stanie brać udział w debacie publicznej, a elita, której się to nie podoba musi do tego dojrzeć.

Następnie autor wdał się w kilka dyskusji z publicznoścą, sam opowiedział wiele historii i zadawał dużo pytań, między innymi o Wrocław, o tradycje tego miasta itd. Szczerek w pewnym momencie sam przejął rolę moderatora i bardzo długo rozmawiał z ludźmi. Jego spotkanie dla wszystkich było bardzo interesujące, nawet dla tych, którzy nie zadawali żadnych pytań. Wiele razy rozbawił publiczność i zachęcał ich do dalszych dyskusji. Ciężko było rozstać się z tym autorem, jednak czas nie pozwalał na więcej. Po zakończonym spotkaniu zebrało się dużo ludzi, z którymi Ziemowit Szczerek chętnie rozmawiał oraz podpisywał ich książki.

Zobacz relację filmową zamieszczoną na kanale Youtube.com






Prowadząca spotkanie Irina Teselashvili i Beso Khvedelidze

Drugim gościem szóstego dnia Miesiąca Spotkań Autorskich 2017 był niezwykle ujmujący Beso Khvedelidze. Jest on jednym z najbardziej twórczych autorów w Gruzji. Od 2000 roku, wydał ponad dziesięć tomów wierszy, powieści i zbiorów opowiadań, które przetłumaczono na ponad dziesięć języków. Autor ten jest laureatem wielu nagród, m. in. dwukrotna Literacka Nagroda SABA czy Nagroda Październikowa (Moskwa). Swoją twórczość opiera na miłości, dlatego też Jego teksty są bardzo filozoficzne, przepełnione emocjami oraz refleksjami na temat świata, który nas otacza. Pisarz urodził się w Tbilisi, lecz siedem lat temu pojechał do Nepalu i tam znalazł swój życiowy cel.

Na początku autor zwrócił uwagę na mistyczny charakter spotkania. Wyróżnił On Wrocław spośród pięciu miast, w których ma okazje opowiadać o swojej twórczości w ramach MSA 2017. Dlaczego? Ponieważ we Wrocławiu urodziła się jego prababcia, Karolina Szymańska. Dlatego też to miasto ma dla niego duże znaczenie. Czuje się jak prawnuk córki tej ziemi, a autor ziemi gruzińskiej. Po przedstawieniu swej historii, pisarz przywitał się z publicznością po gruzińsku - "gamardzobat" oraz jako mieszkaniec Himalajów - "Namaste".

Pan Beso przeczytał fragmenty powieści "Trzynasta łata", które przyjęły się z dużym zainteresowaniem ze strony publiczności. Tekst ten był zabawny, a zarazem przepełniony uczuciem miłości. Aż zachęcał do sięgnięcia po całą publikacje! Autor bał się, że tekst może być źle zrozumiany w innych językach, jednak przyznał, że najważniejsze by nie zmienił się Jego sens.

Beso Khvedelidze, Trzynasta Łata, Przełożyła Anna Ursulenko

– Babciu Lino!.. Babciu Li-no!!.. Wyruchali Murman!..

Gio na złamanie karku pędził do wsi.

* * *

Dzień chylił się ku zmierzchowi. Padał deszcz, padał bez przerwy – jak gdyby ktoś tam na górze zapomniał zakręcić kurek. Pobrzękując dzwonkami i statecznie krocząc po rozmokłym błocie gościńca wracały z pastwiska Murman, Nodar, Eliso, Elza, Lina, Byczek,Zorro, Kola, Niezdara oraz inne krowy należące do mieszkańców wsi. Woda rozmyła  namalowane atramentem na ich bokach imiona właścicieli, dlatego ciemna breja pod ich kopytami tu i ówdzie przybierała fioletowy odcień.
Każda z krów posiadała śnieżnobiały lewy bok, natomiast na prawym – znajdowało się trzynaście czarnych łat identycznej formy i wielkości. Ta cecha świadczyła o ich szlachetnej rasie, której zawdzięczały również swój tytuł – krowy Piatnickiego. Mówiono, że dawno,dawno temu ich łaciatą pramatkę przywiózł tutaj niejaki kupiec Piatnicki i od tamtej pory miejscowi chłopi  hodowali wyłącznie jej potomstwo. Krowy prawie się nie różniły od siebie wyglądem,dlatego wiejski artysta i weterynarz w jednej osobie, Murman, wpadł na pomysł, żeby na ich bokach – rozpuszczonym w oleju roślinnym atramentem – napisać imiona właścicieli. Ale przy każdej niepogodzie jego pracę zmywał deszcz i ten musiał się trudzić na nowo.Tamtego wieczoru krowy, które muczeniem zawiadomiły wieś o swoim powrocie, oraz ich osobistego lekarza i malarza żywej natury czekał zwykły rytuał.

* * *

„Nodar. 8 lat. Matka – Nadieżda. Ojciec – Karp. Udój 22 l. Oczy – w kolorze kawy Pelé. Rogi – kręcone. Łat– 13. Waga – 395 kg. Właściciel – Nodar Dwaliszwili”– czytał na głos ze swoich postrzępionych weterynaryjnych notatek Murman siedząc na trójnożnym krześle i trzymując je na chudych kolanach: każda krowa miała tam swój osobny wpis.
„Przecież robiłem jej ostatnio badania: ma dreszcze.Muszę dać jej zastrzyk neomycyny...” Spojrzał na Gio sąsiedzkiego chłopca– malcze, skoczysz do Lii po strzykawkę.
– Pewnie, szybciorem!.. – poderwał się Gio.
– Tylko nie przynieś znowu krawieckiej igły!.. Albo nie,poczekaj, pójdę z tobą: muszę dokupić atrament...
– Murman nieśpiesznie się podniósł i narzucił na plecy płaszcz.

* * *
Lia miała jasne włosy, wciąż nie była zamężna i prowadziła na skraju wsi niewielki sklep, w którym handlowała czym się dało: zaczynając od zwykłych artykułów spożywczych, poprzez medykamenty i kończąc na narzędziach rolniczych oraz najrozmaitszych przedmiotach domowego użytku. Murman kochał się w Lii od lat chłopięcych, ale z powodu nieśmiałej natury
do tej pory nie znalazł odwagi, by powiedzieć jej o swoich uczuciach wprost. Raz w tygodniu zaglądał do sklepu, żeby kupić atramentowe wkłady albo lekarstwo dla krowy. Liję zaś irytował jego  przedłużający się brak zdecydowania i dlatego za każdym razem ich spotkaniu towarzyszyło napięcie. Wszyscy wokół byli zgodni, że Murman i Lija są po prostu stworzeni dla siebie, i że któreś z nich – koniec końców!  – powinno zrobić pierwszy krok. Z drugiejstrony, i sama Lija, i wieśniacy uważali, że jako mężczyzna inicjatywą powinien wykazać się Murman. Jednak na widok ukochanej kobiety ten tylko zalewał się rumieńcem i spuszczał wzrok.
– Czterdzieści wkładów, jeśli można...
– Czterdzieści? – patrząc spode łba, Lija odliczała wkłady.
– I jeszcze olej... roślinny...
– Dobrze... Coś jeszcze?
– Nie... chyba nic... więcej... – Murman jak zawsze gotów był zapaść się pod ziemię. Lija z rozdrażnieniem rzucała wkłady i z hukiem stawiała na ladzie butelkę z olejem.

* * *

To się zaczęło pewnego deszczowego wieczora, gdy Murman poszedł do obory zobaczyć – co tam z jego krową. Ta na wskroś przemoknięta ponuro przeżuwała żujkę w swoim boksie; imię właściciela na jej lewym boku zeszło po raz kolejny. Murman był w dobrym humorze i coś nucił pod nosem. Wycisnął do blaszanej puszki atrament z wkładów
kupionych poprzedniego dnia u Lii i zaczął go rozpuszczać olejem. Mieszając pędzlem i jednocześnie oglądając krowę ze wszystkich stron, Murman zaczął machinalnie liczyć czarne łaty na jej boku. „Raz, dwa, trzy...” W myślach Murman dawno już był w kuchni, wyobrażając sobie – jak po zakończonych trudach –  upiecze kukurydziane placki...
„cztery, pięć, sześć...”... i trzeba jeszcze przegotować mleko...
„siedem, osiem, dziewięć...”... ach jak on lubił popić świeżo upieczony kukurydziany placek gorącym mlekiem!..
Takie miał śniadanie, taką też kolację...„dziesięć, jedenaście, dwanaście...”
Murman nagle zastygł w miejscu: trzynastej łaty nie było. Nie wierząc własnym oczom i łapiąc się za głowę,  przeliczył łaty od nowa, ale ich liczba pozostała taka sama. Przyłożył pokrytą odciskami dłoń do płonącego czoła i bezsilnie usiadł na krześle.

* * *

Cały wieczór Murman liczył od nowa łaty na bokach sąsiedzkich krów, odnawiając atramentową farbą imiona ich właścicieli, ale tylko u jego krowy brakowało tej trzynastej łaty...
– A może ona jest już stara – twoja Murman, i dlatego łata zniknęła? – wypowiedział niepewnie swoje przypuszczenie Gio.
– Bzdury!..
– Wujku Murmanie, przecież widziałeś żyrafy w zoo...Czy u nich na starość łaty też nie siwieją?
– Jaka tam starość – u sześcioletniej krowy!..Wstrząśnięty zajściem Murman tej nocy miał dziwne sny:  był wędrownym ptakiem i przelatywał nad wielką zieloną łąką ze stadem pasących się krów, wśród których natychmiast  rozpoznał swoją Murman; znalazłszy się (pod ptasią postacią) w pewnym momencie wprost nad nią, wytężył się i upuścił
sporą ilość białego pomiotu, który ze świstem spadł wprost na trzynastą łatę krowy, w mgnieniu oka barwiąc ją na biało...
Murman obudził się zlany zimnym potem. Nastał już poranek; z obory dochodziło spokojne muczenie.
Ubrał się naprędce, napełnił wiadro wodą i poszedł do krowy.Długo masował Murman krowi bok mokrą gąbką, na darmo
jednak – łata nie wracała. Bardzo zły – po kolejnym zliczeniu dwunastu łat – głośno zaklął.

* * *

Murman już od trzech dni nie brał niczego do ust i błąkał się, niczym cień, po brudnych wiejskich zaułkach, znikła łata nie dawała mu spokoju.
-  Wujku Murmanie, a ile mleka daje twoja Murman? – pytał chłopiec.
– Dwadzieścia litrów.
– Cztery razy pięć?
– Wszystko u ciebie na opak, głupolu...
– Ale powiedz jeszcze jakąś liczbę, proszę!
– Jaką liczbę?.. Siedemdziesiąt siedem.
– Wiem! Siedem razy jedenaście!..
– Dobry jesteś!..
– Wujku Murmanie, no wujku Murmanie!
– Ależ się przyczepił!..
– A dlaczego wszystkie krowy w naszej wsi mają po trzynaście łat?
– Nie mam pojęcia...
– A czy ty piszesz na nich imiona po to, żeby się mogły nawzajem rozpoznać, tak?
– Nie, to nie dla nich, tylko dla ich właścicieli – żeby mogli poznać, która do kogo należy.
Każdego wieczora Murman i Gio razem oglądali prawy bok u wracającej z pastwiska krowy, ale łat na nim niezmiennie pozostawało dwanaście. I każdego wieczora – z uczuciem rozgoryczenia – Murman nadal zajmował się swoimi zwykłymi sprawami: doił krowę, zakwaszał mleko na ser i w końcu brał się za pędzel.
– Jakie ładne litery!.. – wykrzykiwał Gio.
– To Arial Bold...
– Ariel co?.. Bond?..
– Odczep się ode mnie, mały!..


* * *

Kiedy pod koniec czwartego dnia po przeliczeniu krowich łat okazało, że jest ich – jak przedtem – trzynaście, Murman o mało nie dostał zawału, a potem rozchorował się i wylądował w łóżku z wysoką gorączką. Do samego rana Murman majaczył i wołał Liję, a Gio i jego babcia siedzieli przy nim, mocząc w zimnej wodzie ręcznik i kładąc go choremu na czole. Musieli nawet poprosić Liję o otwarcie sklepu w środku nocy, żeby kupić środek przeciw gorączce. Po zażyciu leku Murman wreszcie usnął. Obudziło go brzęczenie dzwonków: stado krów leniwie przechodziło obok okien. Leżąc i przeciągając się Murman nagle zauważył stojącego u wezgłowia Gio, na szyi którego wisiała jego wojskowa lornetka. Był tak zaskoczony, że aż usiadł
na łóżku i ściągając brwi spojrzał uważnie na chłopca.
– Po co ci to? – zapytał wskazując na lornetkę. Zamiast odpowiedzieć Gio odwrócił lornetkę i patrząc przez nią na  Murmana, zaczął się śmiać:
– Ale jesteś mały!
– Odpowiesz na moje pytanie?!
– Pójdę z nią na pastwisko... – z powagą w głosie powiedział malec i popatrzył w okno.
– Po co?
– Obserwować twoją Murman!
– Dzisiaj łaty liczyłeś?
– Znowu trzynaście...
– Znowu?! Co za diabelstwo!..

* * *

Gio rzeczywiście poszedł za krowami, ale z drugiej strony – żeby go nie zauważyły. Obszedł z południowej strony łąkę,na której pasło się stado i uzbrojony w lornetkę zaczął prowadzić obserwacje. Machając ogonami krowy nieśpiesznie pasły się pocałej łące. Mały detektyw wyciągnął zza pazuchy zeszyt i narysował w nim ołówkiem mapę pastwiska. Cały dzień nie schodząc z drzewa notował, co robiła ta czy inna krowa, zaznaczając na mapie również każdy jej ruch  się z miejsca na miejsce.
„10:23 – Niezdara przesunęła się do przodu – o trzy kroki i popatrzyła w niebo.
Murman żuje.
10:35–10:47 – Nodar nie podnosząc głowy macha ogonem.
11:03 – Byczek wypuścił strugę.
11:28 – Lina przesunęła się w prawo: o dziesięć kroków.
12:05 – Elza narobiła placków.
12:24 – Eliso rozłożyła się na trawie i ziewa.
Murman żuje.
13:11 – Zorro bawi się: skacze i fika.”
Kiedy wieczorem Gio wrócił do wioski, nie miał dla Murmana żadnej pocieszającej wieści.
– A ile ona ma dziś łat? – zapytał ten.
– Dzisiaj – trzynaście...
– A niech to!..
Notatki w dzienniku chłopca też nie dawały klucza do wyjaśnienia zagadki.
I tak to trwało przez trzy dni.
– Babciu Lino!.. Babciu Li-no!!.. Wyruchali Murman!..
Gio na złamanie karku pędził do wsi.
– Kogo?.. Co?.. – babcia w ciemnym ubraniu wyszła mu na spotkanie.
– No, babciu!.. – chłopiec podskakiwał ze zniecierpliwienia...


Autor opowiadał o życiu w Himalajach. Starał się powiązać historię Yeti, człowieka ze śniegu z gruzińską Suprą oraz krajami obecnymi na Miesiącu Spotkać Autorskich. Zwrócił uwagę na szczególny charakter toastów w Gruzji, określając je sztuką. Następnie opowiedział o dwóch rodzajach toastów w Nepalu, drugi był dla niego całkiem niezrozumiały. Okazało się, iż jest to toast ludzi, którzy mają specjalne wykształcenie oraz swój własny światopogląd - "Musisz zostać ludzkim człowiekiem, nawet jeżeli to będzie Yeti". Okazało się, iż ten drugi toast niesie ze sobą wielkie znaczenie – nie istnieje egoistyczne podejście do życia, walka o pierwszeństwo na każdym szczeblu. Ten toast jednoczy ludzi. Autor uświadomił sobie, że nie ma granic na tematy, w których może tworzyć. W związku z egoizmem, pisarz opowiedział również ciekawą historię na temat postrzegania rzeczywistości przez mieszkańców Azji Wschodniej. Pytał ludzi dlaczego na ulicach leżą śmieci, dlaczego nikt się tym nie zajmie. Pewnego dnia ktoś go zapytał dlaczego nazywa śmieci, śmieciami. Okazało się, że ludzie uważają, że wszystko co ich otacza ma swoją energię. Wszystko co istnieje ma swoją wolność. Autorowi trudno było wyzbyć się egoizmu, lecz spróbował go zdystansować. Dopiero wtedy zorientował się, że w tym wszystkim istnieje jakaś harmonia i porządek. Każdy z Nas jest częścią tej harmonii. W tym miejscu publiczność podziękowała moderatorce, Irinie Tkeshelashvili, za jej tłumaczenie.

Autor przyznał, że jeśli ktoś zapyta go kto jest prezydentem Gruzji, to nie będzie tego wiedział, ponieważ w Himalajach jest teraz 2074 rok. Dodał jednak, że jest otwarty na refleksje - każdy ma prawo do uczuć i emocji. Pisarz uważa, że ze wszystkich istniejących w tym świecie istot, najmniej ma możliwość posiadania duszy, człowiek.

Następną kwestią były cuda. Pan Beso uznał, że tam gdzie mieszka, cuda są normalne. Opowiedział o górze, która ma 365 schodków. Wszyscy uważają, że jeśli człowiek ma realistyczne marzenie, to w czasie robienia kroków na szczyt, ono się spełni. Istnieją dokumenty, które potwierdzają wielką energię tego miejsca. Energia ta, jest 13 miliardów razy większa niż jakiekolwiek inne miasteczko. Pisarz podzielił się z audytorium historią, która stała się najważniejszą w Jego życiu. Była to opowieść o kobiecie, którą spotkał na szczycie owej góry. Opowiedziała mu swoją historię miłosną związaną właśnie z tym miejscem. 30 lat temu, w tym miejscu, poznała alpinistę, z którym spędziła najlepsze 2 tygodnie swojego życia. Rozstali się jednak. W ciągu kolejnych lat, co roku, przyjeżdżała na 2 tygodnie w to miejsce i czekała na mężczyznę. Czekała na niego już 30 lat. Nagle kobieta zapytała pisarza, czy wie gdzie jest Morze Czarne? Odpowiedział twierdząco. Okazało się bowiem, że jej ukochany był z Gruzji, tak jak On. W tym momencie mężczyzna poczuł, że ma misję do spełnienia. Powiedział kobiecie, że jest z Gruzji i wrócił. W ten sposób kobieta otrzymała odpowiedź od świata, była wolna, uznała nie wróci już tutaj. Mimo że, autor był jako zastępstwo za jej prawdziwego ukochanego, kobieta spełniła swoje marzenie. Swoją historię autor zakończył piękną puentą. Dla każdego człowieka cuda mają inne znaczenie - "Miłość jedynie może uratować świat."

Następnym punktem spotkania były pytania ze strony publiczności. Pierwsze z nich: Czy powstanie opowiadanie/książka na podstawie wcześniej wspomnianej historii kobiety? Autor potwierdził, dodając, że obecnie pisze taką książkę.

Drugie pytanie dotyczyło miłości. Relacje damsko-męskie oraz jaki stosunek do miłości ma autor. Podkreślił On, że Jego podejście jest inne, związane z dzieciństwem. Pan Khvedelidze urodził się w 1972 roku, w ZSRR. Chodził do rosyjskiego przedszkola. Gdy miał 3 lata wyznał swojej koleżance, która zawsze siedziała naprzeciw niego przy stoliku, że ją kocha. Na to wyznanie dziewczynka zareagowała płaczem i pobiegła do Pani dyrektor. Kobieta postawiła chłopca w kącie, musiał tam stać aż tydzień. Dziewczynkę oczywiście przesadzono do innego stolika, a jakiś czas potem zmieniła przedszkole. Mimo wszystko, autor zawsze pamiętał jej imię i nazwał tak swoją córkę. Pisarz dodał, że dużo dziś mamy zbiegów okoliczności, ponieważ Jego pierwsza miłość miała na imię Irina, tak samo jak Pani moderator.

Kolejne pytanie: Jak teraz wygląda Nepal i Katmandu po wielkim trzęsieniu ziemi? Autor przyznał, że był to wielki szok dla mieszkańców, ponieważ bardzo dawno nie było żadnego trzęsienia. Mieszkańcy nie wiedzieli co robić, szukali pomocy u przyjezdnych turystów z krajów europejskich. Nie mieli pojęcia jak pomóc rannym ludziom. Duża liczba osób oszalała przez to co przeżyli, przez to, że nie mogli nic poradzić na to, że ich bliscy umierają. Pisarz dodał, że po 2 latach od tej tragedii, naród bardziej się zjednoczył. Ludzie zaczęli się wspierać, pomagać sobie nawzajem i uśmiechać do siebie.

Następne pytanie: Co spowodowało, że pojechał Pan do Nepalu? Okazało się, iż 7 lat temu w Gruzji, autor miał za zadanie (praca) opisać życie mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Musiał wyrobić wizę, by móc podróżować pomiędzy Nowym Jorkiem a Los Angeles. Jednak w konsulacie odmówiono mu tego, ponieważ uznano, że mężczyzna pewnie zostanie dłużej. Nie wydano mu dokumentu. W tym momencie kolega Gruzin, powiedział, żeby zamiast w lewo, popatrzył w prawo. Tak stanęło na Azji. Na koniec autor podziękował w duchu Pani konsul za to, że nie wydała mu wizy i pozwoliła na odkrycie Jego własnej Ameryki.

Zapytano również czy fakt, że prababka autora urodziła się we Wrocławiu, będzie impulsem do powstania nowej historii. Pisarz przyznał, że na tą chwilę wie bardzo mało na temat swojej prababki, Karoliny Szymańskiej, lecz potwierdził, że jak przyjedzie do Polski po raz drugi, to na pewno postara się dowiedzieć czegoś więcej. Przyznał też, że powstanie powieść na ten temat.

Na ostatnie pytanie odpowiedziała moderatorka, Pani Irina, ponieważ jak autor wcześniej wspomniał, nie wie co dzieje się obecnie w Gruzji. Pytanie: Ile jest obecnie ludzi w Kutaisi? Pani Irina powiedziała, że w Kutaisi do 1989 roku było 200 tysięcy mieszkańców, obecnie jest ich ok. 130 tysięcy.

Na zdjęciu od lewej, Arabela Kordzakhia, Beso Khvedelidze, Sabina Boukorbane oraz
moderatorkja Irina Teselashvili

Spotkanie z Beso Khvedelidze było pełne refleksji i przemyśleń. Publiczność była zachwycona wystąpieniem i często biła brawa. Całe wystąpienie utrzymało mistyczny charakter o jakim wspomniał na początku spotkania autor. Na zakończenie pisarz podziękował za możliwość opowiedzenia swoich przeżyć związanych z życiem w Azji.

Zobacz relację filmową zamieszczoną na kanale Youtube.com

Zdjęcia: Rafał Komorowski

Relacja: Sylwia Kobędza
Relacja: Marta Matjasik


Komentarze

Komentując naszą treść zgadzasz się z postanowieniami naszego regulaminu.
captcha

Poinformuj Redakcję

Jeżeli w Twojej okolicy wydarzyło się coś ciekawego, o czym powinniśmy poinformować czytelników, napisz do nas.

Twoich danych osobowych nie udostępniamy nikomu, potrzebujemy ich jedynie do weryfikacji podanej informacji. Możemy do Ciebie zadzwonić, lub napisać Ci e-maila, aby np. zapytać o konkretne szczegóły Twojej informacji.

Twoje Imię, nazwisko, e-mail jako przesyłającego informację opublikujemy wyłacznie za Twoją zgodą.

Zaloguj się


Zarejestruj się

Rejestrując się lub logując się do Portalu Księgarskiego wyrżasz zgodę na postanowienia naszego regulaminu.

Zarejestruj się

Wyloguj się