Rozmowa z Krzysztofem Czają autorem tomu wspomnień "Jeszcze wyrosną skrzydła aniołom z Nadodrza"
Redakcja Portalu Księgarskiego prezentuje rozmowę z Krzysztofem Czają, autorem wspomnień pt. "Jeszcze wyrosną skrzydła aniołom z Nadodrza". Tom opublikowała Oficyna Wydawnicza ATUT.
Gabriel Leonard Kamiński: Bardzo dokładnie, wręcz drobiazgowo potraktował Pan swoje wspomnienia dotyczące dzieciństwa i lat dojrzewania na wrocławskim Nadodrzu. Mamy tu mnóstwo szczegółów dotyczących topografii dzielnicy, ale także detali architektonicznych, świetnie oddane postacie sąsiadów, mieszkańców dzielnicy, i to trzeba dodać dzielnicy szczególnej. Bo zwanej drugim wrocławskim „Trójkątem Bermudzkim”. Proszę nam opowiedzieć o idei i pomyśle opisania własnych losów na tle Nadodrza? Co Pana natchnęło po tylu latach do skądinąd rzeczy zdawałoby się karkołomnej, bo odwołującej się do pamięci, która często nas zawodzi?
Krzysztof Czaja: Zamiar napisania tej powieści kształtował się już jakieś 10 lat temu. Stwierdziłem, że nie ma na rynku wydawniczym takiej lektury, która przybliżyłaby, utrwaliła i przywołała ten świat, którego już nie ma. Inspiracją była autentyczna historia moich rodziców, Jana i Marianny, którzy zamieszkali na Nadodrzu po roku 48', ale dla nich, małżonków tuż po ślubie, miał to być tylko przystanek do "nowego świata", bowiem oboje planowali wyjazd do Francji. Ojciec trzykrotnie , do roku 50' na paszporcie konsularnym wyjeżdżał do Francji, gdzie pracował jeszcze przed wojną. Niestety "nowa władza" skutecznie te plany pokrzyżowała (o czym Czytelnicy mogą się dowiedzieć z powieści). Ponadto czułem potrzebę "rewitalizacji" tego świata, tego Osiedla, wyjątkowego nie tylko ze względu na charakter poniemieckich kamienic, ale także ze względu na ich mieszkańców. Ich historie, sylwetki przywołuję w powieści. To oni są, poza główną bohaterką , Marianną "sąsiadki spod czternastki", zbiorowym bohaterem zdarzeń , które mają tutaj miejsce. Ponadto fabułę wypełnia także moje dzieciństwo spędzone w tym magicznym otoczeniu podwórek lat sześćdziesiątych z nieodłącznym "trzepakiem" wraz z historiami, zabawami typowymi dla wieku "lat dziecinnych" i tych socjalistycznych, "czerwonych" czasów.
GLK.: Wielu autorów i krytyków przyznaje, że bardzo ważną czynnością przed napisaniem książki jest nadanie jej tytułu. Uważam go za bardzo trafiony, ale i zarazem przewrotny, bo wielu aniołów, o których Pan wspomina było tak naprawdę z piekła rodem?
Krzysztof Czaja: Całkowita zgoda! Tytuł jest przewrotny, nawet dość prowokacyjny, bo bohaterowie, zarówno ci starsi jak i młodsi, to nie są "Aniołki"! Niemniej jednak sam tytuł jest zapowiedzią szansy na inne, nowe życie z wpisaną w niej nadzieją na nowy, lepszy świat, na dobre życie, pomimo biedy, ubóstwa, patologii, czasem beznadziei topionej w alkoholu i wszechogarniającej szarzyźnie. A jednak bohaterowie powieści ciągle żyją tą nadzieją, modlą się, chodzą do pobliskiego kościoła, przeżywają każde święta i starają sie mimo wszystko godnie żyć, choć nie zawsze im to wychodzi.
GLK.: Prowadziłem w 2016 roku w ramach Europejskiej Stolicy Kultury, w ramach MikroGrantów projekt „Pamiętnik ulicy Przodowników Pracy”. Początkowo przyszło 21 osób, potem krąg zainteresowanych stopniał do 15 osób, powód: ludzie nie chcieli zgodzić się na publikowanie swoich losów, ujawnianie danych. Czy spotkał się Pan z jakąś podobną sytuacją, i czy użyte w książce nazwiska, imiona są prawdziwe?
Krzysztof Czaja: Nie spotkałem się z taką sytuacją. Co do imion - zgoda są autentyczne, co do nazwisk - już nie. Proszę zwrócić uwagę, że nie podaję żadnego numeru konkretnej kamienicy, a bohaterowie o autetencznych imionach to sąsiedzi rozpoznawani przez Czytelnika po nr mieszkania (Pani Helenka spod szesnastki, Pani Jasia spod piętnastki, Pan Wiesiu spod dziesiątki...). Tak samo w kolejnych rozdziałach, gdzie akcja toczy sią na Kielecczyźnie, nie podaję nazwy konkretnego miejsca zdarzeń, raczej wymieniam wszystkie okoliczne miasteczka ( Staszów, Pińczów, Jędrzejów, Busko), no może poza jedną "Udanin", w którym rozgrywa jeden z epizodów powieści. Nie obawiam się autoidentyfikacji, której mogą dokonać uczestniczy tych wydarzeń oraz potencjalni Czytelnicy znający topografię tych miejsc oraz ich historię, natomiast nie posuwam się do wyrazistego konkretu.
GLK.: Który okres w swoim życiu, wczesne dzieciństwo, lata szkolne, studia, uważa Pan za dla Pana osobiście najważniejsze, takie, które ukształtowały Pana charakter?
Krzysztof Czaja: Z pewnością dzieciństwo, bo ono, jak dla każdego , jest chyba najważniejsze. Gdyby nie było tak barwne, miejscami traumatyczne, nie wpisałoby sie tak mocno w moją "drobiazgową pamięć" w opisach miejsc i zdarzeń, które wypełniają akcję powieści. I nie powiem nic odkrywczego, to "dzieciństwo nas kształtuje i hartuje".
GLK.: Wiem, że mamy czasy Covidowe, ale czy myślał Pan o spotkaniu ze swoimi kolegami szkolnymi, sąsiadami z dzielnicy w ramach promocji książki i czy jest takie miejsce, które powinno być dla niego oprawą?
Krzysztof Czaja: Kilka spotkań już się odbyło (koledzy z "podstawówki", koleżanki z Liceum). Niezwykła jest to przyjemność, kiedy wpisuje Pan dedykację dla bohaterów powieści na pierwszej stronie lektury. Nie do wszystkich udało mi się dotrzeć, niektórzy już nie żyją. Ale wcale nie tak dawno miałem spotkanie z jednym z sąsiadów, Panem "Wiesiem", a tak naprawdę Panem Antonim, spod "dziesiątki". Pogadaliśmy w parku na ławce, wypiliśmy piwko, trochę powspominaliśmy. Było to niezwykłe, ciepłe i nostalgiczne spotkanie....
Na marginesie dodam, że gdyby nie COVID , to doszłoby do spotkania w tym właśnie "parku", na tym "podwórku", koło tego "trzepaka", bo takie mieliśmy z Wydawcą powieści, Panem Witoldem Podedwornym, plany. Ale jest jeszcze szansa na takie szersze spotkanie, bowiem we wrześniu odbędzie się festyn na Nadodrzu, razem z Radą Osiedla Nadodrze planujemy takie spotkanie, połączone z promocją mojej powieści. Postaramy się zainteresować tym spotkaniem - festynem, lokalną, wrocławską TV.
GLK.: Skąd według Pana wzięła się porażka całego tego socjalistycznego eksperymentu, w końcu sprawiedliwości społecznej ale także zaufania? Znam bardzo wielu ludzi z tzw. awansu społecznego, zamieszkujących moją dzielnicę Grabiszynek, którzy dzięki temu wyszli z zaścianka, biedy, ale chwalą jedynie zdobycz socjalną jaką była bezpłatna edukacja?
Krzysztof Czaja: Porażka tej "komunistyczno-socjalistycznej ideologii" wzięła się z zakłamywania rzeczywistości! Sztandary, przemarsze "pierwszomajowe", plakaty, wiece popierające rząd robotniczo-chłopski, nie oddawały prawdy o życiu ludności napływowej na "Ziemie odzyskane" i nie tylko na te ziemie. Chwalenie jako zdobyczy socjalnej wyłącznie "bezpłatną edukację" to chyba stanowczo za mało. Powiem krótko, swojego dzieciństwa , swoich zabaw na podwórku, swoich kolegów, tej spontaniczności i kreatywności nie oddałbym za współczesną zdobycz internetu, instagrama, twittera, Facebooka. My żyliśmy w realu, dzisiaj dzieci i młodzież żyją " w sieci"!!! I to dosłownie! Zostali "złapani" na wędki współczesnych mediów, gdzie przynętą jest "masowość", "powtarzalność", "stereotypowość" czy "banalność" w odczuwaniu świata, emocji, gdzie ta medialna "lekkość bytu" zastępuje refleksję nad wartościami, oryginalność myśli i spontaniczność uczuć, gdzie żyje się "bezosobowo".
GLK.: Breclaw, Wrocław, Breslau, to było zawsze miasto wielokulturowe, tu ścierały się różne wpływy czeskie, niemieckie, polskie. Co było fascynującego w naszym mieście,które miało kiedyś status autentycznego tygla wysokiej kultury, że wspomnę o Teatrze Grotowskiego, Pantomimie, Operze za Satanowskiego, Teatrach Polskim Grzegorzewski, czy Współczesnym za Brauna, nie wspomnę o 65 księgarniach, galeriach sztuki. Teraz mamy 500 knajp, salon Go-go w centrum Starego Miasta, i agencje Żabek, zniknęła księgarnia Naukowa im. Kopernika, galeria sztuki naprzeciw Renomy, Awangarda, Pałacyk, Jazz Rura Club itp.? Czy nie jest to czasem zamknięcie ostatniego rozdziału?
Krzysztof Czaja: To zależy wyłącznie od Nas!!! Wrocławianie maja przecież szczególną siłę, aby wpływać na decyzje lokalnych władz samorządowych, co do utrzymania , czy reaktywowania instytucji kulturalnych! To zależy tylko od nas! Mamy przecież swoich przedstawicieli w Radzie Miasta zy na Sejmiku Dolnośląskim! Jeśli pozwalamy na taki kulturowy regres, godzimy się na lokalizację w atrakcyjnych punktach Miasta kolejnych knajp, pubów, barów, sieci handlowych ( które dobrze płacą za dzierżawę, najem!!), jeśli taki stan rzeczy kceptujemy, no to mamy to, co mamy!!!
GLK.: Bardzo wiele osób zaczęło ostatnio porządkować swoje wspomnienia, zbierają zdjęcia, porządkują dokumenty, piszą o tym do Portalu Księgarskiego i co mają z tym zrobić? Co by im Pan poradził, jako autor wydanych wspomnień „Jeszcze wyrosną skrzydła aniołom z Nadodrza?
Krzysztof Czaja: Przede wszystkim moja powieść to nie wspomnienia. To klasyczna beletrystyka, w której są one wykorzystane do konkretnych zdarzeń, spotkań, w konkretnych miejscach, przestrzeniach, wśród konkretnych postaci-bohaterów. To prawda historyczna, socjologiczna, społeczno-obyczajowa wpisana w splot wydarzeń i historie prawdziwych czy prawdopodobnych postaci. No niestety nie każdy ma talent do "przekuwania historii" w literaturę, to fakt. Zatem forma "wspomnień" czy tworzenia czegoś na wzór "drzewa genealogicznego" konkretnej rodziny, krewnych, przyjaciół, dziadków i pradziadków poprzez chronologiczne porządkowanie fotografii, listów, osobistych pamiętników i składania ich w "albumy rodzinne" , to jest jakiś pomysł. I taka byłaby moja podpowiedź dla tych, którzy cenią historię i widzą potrzebę jej obecności w terażniejszości.
GLK.: Odrobina autoreklamy w tych czasach nikomu nie zaszkodziła. Jakby miał Pan w kilku zdaniach zareklamować swoją książkę, co by Pan powiedział naszym czytelnikom?
Krzysztof Czaja: Hasło reklamowe, ano takie:" Przeszłość to dziś, tylko cokolwiek ...dalej" ( C.K. Norwid "Promethidion")... i tyle, albo aż tyle...
Dziękuję Panu za rozmowę!